Heloł!!!
Jestem!
Oj ja wam mówię...
Z niczym się nie wyrabiam.
Nie nadążam ze wszystkim.
Zaraz u mnie podwójna komunia...
40 męża,
10 urodziny pierworodnego.
I to wszystko w maju.
I tyle do zrobienia a ja daleko w polu...
Galimatias przy mojej sytuacji to pikuś.
Na ukojenie nerwów stresów itp z ratunkiem przybywa szydełko.
Niezastąpione , wierne i zawsze na mnie czeka z utęsknieniem.
Oto efekty moich ostatnich zmagań.
Pierwszy powstał Daniel.
Tygrys - bohater pewnej bajki.
Projekt całkowity z mojej głowy powstał.
Wiec unikatowy i niepowtarzalny.
Jak widać zabaweczka wędruje do chłopca o imieniu Colin.
Kolejny mój twór.
I tak samo - mojego projektu, metodami prób i błędów.
Najbardziej mną zawładnął gdyż było to trudniejsze wyzwanie.
Ale z efektu końcowego jestem zadowolona.
I to bardzo.
Tomek jest dla malusiego bąbelka.
Wiec musiał sprostać pewnym wymogom.
Milusi, malusi, bez usztywnień taki do tulenia, ciumkania i tarmoszenia.
Nawet nie wiecie jak mnie duma rozpiera z moich dziergadełek.
Tworzone intuicją i doświadczeniem.
Zero gotowych schematów.
I takie lubię tworzyć rzeczy.
Jestem usatysfakcjonowana tym co wychodzi z pod moich rączek.
Pozdrawiam i do następnego słonecznego razu.
" Gdy nie ma gdzie zawrócić,
trzeba iść na przód."
-Marco Polo